"Wiedźmin" kontra "Wiedźmin"

 Jeżeli chodzi o literaturę to "Wiedźmin" jest tylko jeden. Tym razem pokuszę się o wyrażenie swojego zdania na temat filmów. Wiedźmin - polski serial i Wiedźmin - amerykański serial. Hmm....Zdecydowanie podobał mi się...polski serial. Dlaczego?... Może najpierw odniosę się do serialu Netflixa. Podstawa - osoby nie znające powieści, nic kompletnie z tego serialu nie zrozumieją. Wkradł się do niego jakiś paskudny misz masz. Wątki ze sobą właściwie bez powiązań. W jednym odcinku Ciri biegnie przez las, a w kolejnym nagle okazuje się, że jeszcze nie przyszła na świat, a jeszcze w kolejnym Królowa Calanthe każe małej Ciri odnajdywać Geralta  z Rivii. Ni stąd ni zowąd pojawia się jakiś Czarny Rycerz, Yennefer ucieka przed nim z jakąś kobietą z dzieckiem na rękach. Kompletny bajzel. Nie wiem czy coś takiego może się podobać (mnie się nie podobało). Oglądając ten serial miałam wrażenie, że Amerykanie z Geralta chcą stworzyć takiego Brudnego Harrego XXI wieku. Jest przystojny, małomówny, rozkochujący w sobie kobiety, ale on sam żadnej nie kocha.W tym kontekście amerykańscy twórcy nie uszanowali ździebko widza. Chyba, że serial ma trafić do nieco nieogarniętych obywateli USA, to wtedy ok - jest mięśniak, nagie kobiety, walki, miecze....i cóż więcej? Tyle wystarczy. Przecież w Wiedźminie nie o to chodzi. No właśnie. Historia samego Geralta jest poruszająca - jego dzieciństwo, zabranie od rodziców jako dziecka niespodzianki, katorga przemienienia tego dziecka w wiedźmina, nauka w Kaer Morhen... W serialu amerykańskim nie ma nawet wzmianki o tej historii. Jest natomiast pokazana przemiana Yennefer z brzyduli w piękność, ale czy to ona jest głównym bohaterem w powieści i w serialu? Poza tym (jak dla mnie) p. Anya Chalotra w roli Yen jest za młoda, na ekranie nie wyczuwa się tez bliskości Yen i Geralta, która jest ewidentna w powieści.   No i w sadze występują jeszcze wątki konfliktów zbrojnych, nietolerancji, pożogi wojennej, ale też przyjaźni, odpowiedzialności, człowieczeństwa i czysto ludzkich wyborów. Daleka jestem od umniejszania zdolności aktorskich Amerykanów, ale zabrakło mi trochę głębi w odwzorowaniu postaci z powieści. Miałam przez to poczucie, że twórcy uznali, iż wystarczy tylko pojawienie się ładnego aktora, a efekty specjalne załatwią resztę. Z mojego punktu widzenia nie tędy droga. Mam jedynie nadzieję, że ta pierwsza seria to na razie zapowiedź tego, co będzie poruszane w kolejnych i nabierze trochę porządku i sensu. Teraz  jeszcze nie mogę określić. Poczekam na serię drugą.
A dlaczego podobał mi się  polski serial Wiedźmin? Po prostu - jest chronologia, cel, kolejność wydarzeń, sens i przesłanie. Do dziś nie rozumiem, dlaczego w 2002 roku serial ten został tak strasznie skrytykowany, ba a nawet zajął trzecie miejsce na najgorszy film. Kompletnie nie zgadzałam i nie zgadzam się z tą opinią. Nie spodobał mi się też, negatywny ton wypowiedzi Andrzeja Sapkowskiego dotyczącego tego serialu i jego twórców, tudzież kręcenia lub nie kręcenia Wiedźmina w Polsce.
Przede wszystkim w polskim serialu każdy z odcinków nakręcony został w plenerze. I to jest ogromny atut. Kręcono w polskich górach, w polskich zamkach, w polskich lasach nad polskimi rzekami, mamy ogrom pięknych terenów do kręcenia takich filmów. Nie trzeba jechać do Budapesztu czy np. na Alaskę. Poza tym kreacje i gra  aktorska jest na bardzo wysokim poziomie. Jaskier w wykonaniu Zbigniewa Zamachowskiego to po prostu klasa łącznie z wokalem. Kreacje damskie czyli Anna Dymna jako Matka Nenneke czy Ewa Wiśniewska jako Królowa Calanthe, nie mówiąc już o Agacie Buzek jako Pawetcie czy Marii Peszek w epizodycznej roli Iole to po prostu rewelacyjne, mocne, ba, jak dla mnie wręcz genialne. Nie wspomniałam o innych aktorach: Henryk Talar, Jerzy Zelnik, no i przewspaniały Maciej Kozłowski, Andrzej Chyra.
Postać Wiedźmina w kreacji Michała  Żebrowskiego jest świetna. Fantastycznie (moim zdaniem) twórcy zestawili osobowość Zbigniewa Zamachowskiego jako Jaskra i w/w jako Wiedźmina. To duet mistrzowski. Jeden  i drugi rewelacyjnie oddawali emocje, targające bohaterami. Polski Wiedźmin w sposób bardzo naturalny porusza się po tekstach i pytaniach np. gdy wiedźmin w Kaer Morhen  zadaje pytanie: Co znaczy, że będę...aseksualny? Pytanie trochę krępujące ale M. Żebrowski wypowiada je z pełną swobodą i naturalnością. W ogóle (jak dla mnie) Polski Wiedźmin to faworyt. Strój głównego bohatera jest estetyczniejszy, widać pracę M. Żebrowskiego jeżeli chodzi o kondycję, naukę w zakresie Aikido, jazdy konnej, władanie mieczem, po prostu super. W polskim serialu urzeka mnie plener. Każdy odcinek jest w terenie, warunki naturalne, jak podał deszcz to padał rzeczywiście, a nie komputerowo, jeżeli był śnieg to rzeczywisty, tak samo z powiewami wiatrów, górami, rzekami, lasami i całą resztą. Podsumowując moje wywody. Nie skreślam całkowicie serialu Netflixa. Czekam na kolejną serię, w której mam nadzieję będą rozwinięte poszczególne wątki. Może jeszcze jedno. Polski serial został bardzo skrytykowany za tzw. efekty specjalne...zarzucano mu jakieś gumowe bazyliszki, smoki itp. No to moi drodzy hmmm.... Jak zobaczyłam złotego smoka w wykonaniu amerykańskim, to dosłownie parsknęłam śmiechem i pomyślałam - no jeżeli To, mają być efekty specjalne XXI w. to rzeczywiście rewelacja: drewniana kukiełka smoka pomalowana złotą brokatową farbą...!? Hmmm... faktycznie dobrze, że siedziałam, bo mogłabym paść ze śmiechu, a podłogę mam całkiem twardą. To nasz wypada lepiej, przynajmniej był komputerowy. Poza tym pomiędzy aktorami odgrywającymi role powinno być coś takiego jak tzw. "chemia". W polskim serialu dało się coś takiego zauważyć. Np. Jaskier i Wiedźmin (Zamachowski/Źebrowski), wyczuwało się, że Ci dwaj to rzeczywiście przyjaciele, lubiący się, gotowi pomóc sobie nawzajem, wspierać się w trudnych chwilach. Scena z filmu gdy Jaskier i Geralt siedzą przy ognisku. Jaskier zaczyna śpiewać Geralt wówczas jest już zmęczonym, wyczerpanym i osamotnionym wiedżminem, ale dzięki Jaskrowi Geralt wycisza się a ze zmęczenia i od trosk po twarzy spływają mu łzy. To piękny moment w tym serialu. Tego właśnie nie ma serial amerykański. Mam czasem wrażenie, że kino amerykańskie, czy aktorzy, nie umieją oddawać takich niuansów, drobiazgów, emocji czy empatii. Nie winię ich, wynika to z pewnością z "osobowości" tego narodu. Mimo wszystko w aktorstwie: piękna twarz, sześciopak na brzuchu czy jędrne ciało młodziutkiej aktorki (chyba, że to na amerykański rynek) to za mało. Musi być coś jeszcze, kreacja aktora powinna zapaść w pamięć i serce widza, powinna poruszać pewne delikatne struny wrażliwości i empatii. To jest właśnie magia, to jest inny świat, z którego wcale tak szybko nie chcemy odchodzić.
10. 01.2020 r. Abołs

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Dmitry Głuchowski autor "Metra 2033/35"- raz jeszcze.

Opowiadanie